11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Czy młotek istnieje, a jeśli nie, to co z tego wynika.

 

 Toczą się przygotowania do przejęcia przez państwo polskie Otwartych Funduszy Emerytalnych. Zasoby ich indywidualnych kont mogły być dziedziczone przez spadkobierców właściciela – są więc jakąś formą własności prywatnej. Wiele wskazuje na to, że zostaną – bez zgody właścicieli – odebrane i przekazane do ZUS pod hasłem „troski o dobro przyszłych emerytów”. Oczywiście rząd Polski wobec widma niewydolności OFE winien zwrócić Polakom wymuszone wpłaty na nie, by sami w wolny sposób nimi gospodarowali, a traktuje rządzonych jak stado zwierząt, którymi dysponuje.

http://www.czasgarwolina.pl Co ciekawe – w przestrzeni naszych rozmów prywatnych ta kwestia jest nieobecna, nie ma dowcipów na ten temat, ludzie zdają się nie dostrzegać tej kwestii, jakby zredukowali swe troski do poziomu wegetacji.

 Jak to się stało, że wśród ludzi doszło do zmiany rozumienia człowieczeństwa, godności ludzkiej i losu człowieka tak, że w powszechnym mniemaniu władze uzyskały przyzwolenie na traktowanie sprawowanych rządów jak gospodarowania hodowlą ludzi oznakowanych numerami?

 Dobrą odpowiedź na to pytanie niesie książka „Nadużycie rozumu” (z 1952) autorstwa austriackiego noblisty Fryderyka Augusta von Hayeka. Autor był człowiekiem niereligijnym – co ważne dla nas chrześcijan - bo to uwalnia go od podejrzeń o niechęć wyznaniową wobec określonego przez niego winowajcy upadku cywilizacyjnego.

Odmienność dziedziny przyrody od dziedziny umysłu ludzkiego

 Profesor von Hayek zgadza się co do tego, że istnieją dwie grupy nauk badających rzeczywistość.

 Przyrodę, fizyczność świata badają nauki przyrodnicze. Nauki przyrodnicze badają świat unikając ludzkich interpretacji zjawisk i ludzkich pojęć znanych z codzienności, badając stosunek rzeczy do rzeczy. W swej ekstremalnie doskonałej formie mają postać równań matematycznych.

 Nauki społeczne badają stosunek człowieka do rzeczy, i stosunek człowieka do człowieka, a więc sam umysł ludzki zadziwiający przyrodników pytaniem „dlaczego w różnych umysłach ludzkich rzeczywistość jawi się podobnymi „pozorami” (np. jako kolorowa rzeczywistość) , i dlaczego ludzie w komunikacji między sobą skutecznie wykorzystują tę interpretację świata zewnętrznego?”

 Profesor von Hayek pisze o dziedzinie nauk społecznych (moralnych, humanistycznych, prakseologicznych) tak:

http://www.czasgarwolina.pl„Nie możemy zrobić nic lepszego między podejściem nauk przyrodniczych a podejściem nauk społecznych, niż nazwać pierwsze „obiektywnymi”, a drugie „subiektywnymi”. Są to jednak terminy niejednoznaczne i bez dalszych wyjaśnień mogą prowadzić do nieporozumień. Podczas gdy dla przedstawiciela nauk przyrodniczych kontrast między obiektywnymi faktami a subiektywnymi opiniami jest czymś prostym, to do przedmiotu z zakresu nauk społecznych tego rozróżnienia nie da się tak łatwo zastosować. Przyczyną jest to, że przedmiotem czy „faktami” w naukach społecznych są również opinie, oczywiście nie opinie badacza zjawisk społecznych, lecz opinie tych, których działania wytwarzają przedmioty badane przez tego uczonego.  W pewnym znaczeniu jego fakty są zatem tak samo mało „subiektywne”, jak fakty w naukach przyrodniczych, gdyż są one niezależne od konkretnego obserwatora; to, co on bada, nie jest produktem jego fantazji czy wyobraźni, ale jest w ten sam sposób dane w obserwacji innych ludzi. W innym jednak znaczeniu, w jakim odróżniamy fakty od opinii, fakty nauk społecznych są po prostu opiniami lub poglądami żywionymi przez ludzi, których działania badamy. Różnią się one od faktów w naukach fizycznych tym, że są opiniami lub poglądami żywionymi przez poszczególnych ludzi, które jako takie są naszymi danymi, niezależnie od tego, czy są prawdziwe czy fałszywe, i których, co więcej, nie możemy bezpośrednio obserwować w umysłach innych ludzi, lecz możemy je poznawać po tym, co ludzie robią i mówią, tylko dlatego, że sami mamy umysły podobne do ich umysłów.

W sensie, w jakim posługujemy się tutaj przeciwstawieniem subiektywistycznego podejścia nauk społecznych i obiektywistycznego podejścia nauk przyrodniczych, znaczy ono niewiele więcej niż to, co wyrażamy mówiąc, że nauki społeczne mają do czynienia przede wszystkim ze zjawiskami zachodzącymi w jednostkowych umysłach, czy zjawiskami mentalnymi, nie zaś bezpośrednio ze zjawiskami materialnymi. Mają do czynienia ze zjawiskami, które można rozumieć tylko dlatego, że przedmiot naszych badań ma umysł o strukturze podobnej do naszego umysłu. To, że tak jest, jest faktem empirycznym w nie mniejszym stopniu, niż jest nim nasza wiedza o świecie zewnętrznym. Dowodzi tego nie tylko możliwość porozumiewania się z innymi ludźmi – działamy na podstawie tej wiedzy za każdym razem, gdy mówimy lub piszemy; potwierdzają ją same wyniki naszego badania świata zewnętrznego. Dopóki naiwnie przyjmowano, że wszystkie jakości zmysłowe (albo ich relacje) [np. kolory - AD], które są wspólne różnym ludziom, są właściwościami świata zewnętrznego, można było twierdzić, że nasza wspólna wiedza o innych umysłach jest niczym więcej niż naszą wspólną wiedzą o świecie zewnętrznym. Ale odkąd poznaliśmy, że to nasze umysły sprawiają, iż rzeczy ukazują się nam jako takie same lub różne, że powodem, dla którego są takie same lub różne, nie są żadne ich wzajemne stosunki, lecz tylko sposób, w jaki oddziałują na nasze zmysły – ów fakt, że ludzie klasyfikują bodźce zewnętrzne w pewien szczególny sposób, stał się znaczącym faktem doświadczenia. Chociaż jakości zmysłowe zniknęły z naszego naukowego obrazu świata zewnętrznego, to jednak muszą pozostać częścią naszego naukowego obrazu umysłu ludzkiego. Eliminacja jakości z naszego obrazu świata zewnętrznego nie znaczy, że te jakości „nie istnieją”, lecz znaczy, że kiedy je badamy, to badamy nie świat zewnętrzny, tylko umysł ludzki.”

A teraz fragment z zabawną a cenną uwagą na temat nieistnienia młotka w osądzie nauk przyrodniczych:

„Ludzie zachowują się w taki sam sposób w stosunku do danych rzeczy nie dlatego, że owe rzeczy są identyczne w sensie fizycznym, lecz dlatego, że się nauczyli zaliczać je do tej samej grupy, że mogą ich tak samo użyć lub oczekiwać po niech skutku, który w oczach tych ludzi jest równoważny. Faktycznie większość przedmiotów społecznego lub ludzkiego działania to nie są „obiektywne fakty” w tym specjalnie wąskim sensie, w jakim używa się tego określenia w naukach przyrodniczych i przeciwstawia „opiniom”, i nie mogą być w ogóle zdefiniowane w terminach fizycznych. Co się więc tyczy ludzkich działań, rzeczy są takie, jakie są w mniemaniu ludzi działających.

Najlepiej to pokazać na przykładzie, do którego możemy wybrać prawie dowolny przedmiot ludzkiego działania. Weźmy pojęcie „narzędzie” lub „instrument”, albo jakieś konkretne narzędzie, takie jak młotek czy barometr. Łatwo spostrzec, że tych pojęć nie można interpretować jako odnoszących się do „obiektywnych faktów”, to znaczy do rzeczy niezależnie od tego, co ludzie nich myślą. Dokładna analiza logiczna tych pojęć wykazuje, że wszystkie one wyrażają one relacje między kilkoma (przynajmniej trzema) terminami, z których jeden jest działającą lub myślącą osobą, drugi jakimś pożądanym lub wyobrażonym skutkiem, a trzeci – rzeczą w zwykłym sensie.  http://www.czasgarwolina.plJeśli Czytelnik pokusi się o sformułowanie jakiejś definicji narzędzia, to szybko zauważy, że nie jest w stanie podać żadnej bez użycia pewnych określeń, takich jak „odpowiedni do” lub „przeznaczony do”, albo jakiegoś innego wyrażenia odnoszącego się do planowanego przez kogoś użytku. I definicja która obejmie wszystkie przypadki danej klasy, nie będzie zawierała żadnego odniesienia do materiału, kształtu czy innych atrybutów fizycznych. Zwykły młotek i młot parowy albo aneroid i barometr rtęciowy nie mają nic ze sobą wspólnego z wyjątkiem celu, do którego – zdaniem ludzi – można ich używać.”

 A więc dla przyrodoznawstwa młotek nie istnieje. Tym bardziej nie można oczekiwać od niego uznania „obiektywnego” istnienia godnych osób o wolnej woli. Jeśli więc ktoś zawęża swe pojmowanie świata do zakresu orzekania nauk przyrodniczych – brnie w szaleństwo. Czy takie zawężenie jest możliwe? Niestety tak.

Roszczenie nauk przyrodniczych do opisu zjawisk społecznych

„W drugiej połowie XIX wieku pojawiło się nowe podejście. Stosowanie terminu „nauka” zaczęto coraz częściej ograniczać do dyscyplin fizycznych i biologicznych, które jednocześnie zaczęły sobie rościć pretensje do szczególnej ścisłości i pewności odróżniających je od wszystkich innych. Sukcesy tych dyscyplin były tak duże, iż wkrótce wzbudziły niezwykłą fascynację ludzi pracujących w innych dziedzinach, którzy szybko zaczęli naśladować ich nauczanie i słownictwo. Tak się zaczęła w innych dyscyplinach tyrania metod i technik nauki [przyrodniczej]. /…/ I chociaż okres mniej więcej stu dwudziestu lat, podczas których badania zjawisk społecznych zdominowane zostały przez ambicję naśladowania metod nauki [przyrodniczej], nie zaś jej ducha, prawie nic nie wniósł do zrozumienia tych zjawisk, to nie tylko nadal trwa to zamieszanie i dyskredytacja dzieła dyscyplin społecznych, ale nadal wysuwa się żądania dalszych prób w tym samym kierunku, przedstawianych jako najnowsze rewolucyjne innowacje, które zapewnią szybki, niewyobrażalny postęp.”

Profesor von Hayek nazywa tę bezpodstawnie tyranizującą ludzi naukę przyrodniczą scjentyzmem lub scjentystycznym przesądem. Jakie przybrała formy i jakie wydała owoce – za chwilę.

Zafałszowanie statusu człowieka jako istoty jednostkowej (osoby) na rzecz społeczeństwa.

 Widząc, że kompetencja uczciwego przyrodoznawstwa nie sięga świata umysłu osoby scjentyści – zamiast pokornie uznać ten brak kompetencji - dokonali samo-oszukańczej sztuczki. Z tego, że metoda przyrodnicza nie jest w stanie opisać jednostkowego człowieka wywnioskowali, że .. jednostkowy człowiek nie istnieje obiektywnie! W jego miejsce w swym polu widzenia ustawili kolektyw ludzki – społeczeństwo, i taki pseudobyt zaczęli badać, jakby osoby ludzkie były tylko częściami społeczeństwa, pozbawionymi realnej introspekcji, realnego życia duchowego swego wnętrza, swej duszy, swej podmiotowości, swej woli, swego realnego znaczenia.

„Idee, które potoczny umysł ukształtował sobie o takich bytach kolektywnych, jak społeczeństwo lub system gospodarczy, kapitalizm lub imperializm, i inne podobne, badacz z dziedziny nauk społecznych musi uważać co najwyżej za tymczasowe teorie, popularne abstrakcje i nie może mylić ich z faktami. Stałe powstrzymywanie się od brania tych pseudobytów za fakty, systematyczne wychodzenie w analizie od pojęć, którymi kierują się jednostki w swych działaniach, a nie od rezultatów ich teoretyzowania na temat swych działań, jest cechą charakterystyczną metodologicznego indywidualizmu, ściśle związanego z subiektywizmem w naukach społecznych. Podejście scjentystyczne natomiast, ponieważ obawia się wychodzić od pojęć subiektywnych determinujących działania jednostkowe stale popełnia ten właśnie błąd, którego stara się uniknąć, mianowicie błąd polegający na braniu za fakty owych bytów kolektywnych, będących niczym innym niż popularnymi generalizacjami. Usiłując nie brać za dane wyjściowe pojęć żywionych przez jednostki ludzkie, pojęć, gdy są wyraźnie rozpoznawalne i otwarcie wprowadzane jako takie, ludzie wychowani w poglądach scjentystycznych często i naiwnie przyjmują popularne pojęcia spekulatywne za określone fakty znanego sobie rodzaju.”

 Na przeświadczeniu, że społeczeństwo jest prawdziwym bytem, a osoby ludzkie – złudzeniem, zbudowana została ideologia czcząca społeczeństwo - socjalizm.

Fałsz pojęć praw historyzmu, postępu.

  Podobnymi intelektualnym fałszerstwem była generalizacja, że świat „ludzkiego rodu” zmienia się według określonych praw, i to praw ukierunkowanych na postęp. Ta nauka nazwana została historyzmem, siłą kierującą rozwojem miał być według niej Duch Dziejów - Zeitgeist. Według niej drobne wydarzenia, decyzje poszczególnych ludzi jawiły się jako wtórna pochodna konieczności historycznej, a nie jako świadome indywidualne sprawcze decyzje. Profesor von Hayek - by obnażyć fałsz tej metody - porównuje historyzm Hegla i Marksa do wymyślonej „chwastologii”, i przedstawia przykład pokazujący prawdziwe przyczyny wydarzeń w rzeczywistości.

„Gdy obserwuję, jak kawałek ziemi w moim ogrodzie, który pozostawiłem nietknięty, pokrywa się stopniowo chwastami, to obserwuję proces, który ze wszystkimi swymi szczegółami jest tak samo unikatowy jak każde zdarzenie w historii ludzkiej. Jeżeli zechcę wyjaśnić konkretną konfigurację różnych roślin, które pojawiły się na jakimś etapie tego procesu, to mogę to zrobić tylko przez uwzględnienie wszystkich ważnych oddziaływań, jakim uległy różne części tego kawałka ziemi w różnych momentach. Będę musiał rozważyć wszystko, czego zdołam się dowiedzieć o zróżnicowaniu gleby w różnych częściach tego terenu, o różnicach w promieniowaniu słonecznym, wilgotności, prądów powietrznych, itd., itp.; a po to, aby wyjaśnić skutki wszystkich tych czynników, będę musiał wykorzystać, oprócz wiedzy o wszystkich tych faktach różne części teorii fizycznej, chemicznej, biologicznej, meteorologicznej itp. Wynikiem będzie wyjaśnienie tego konkretnego zjawiska, nie zaś teoretyczna nauka o pokrywaniu się ogródków zielskiem.”

 Skutkiem błędu historyzmu stało się zdejmowanie odpowiedzialności z rewolucyjnych polityków którzy zadręczyli miliony ludzi. „To historia stała za koniecznością terroru i wydziedziczenia, gdybym nie zrobił tego ja – mógłby powiedzieć Lenin – zrobiłby to kto inny, bo taki werdykt już podjęła historia, a Marks go naukowo rozpoznał!”. Nieprawda. Nie było żadnej konieczności historycznej rewolucji, za każdą ludzka krzywdę odpowiedzialność ponoszą „sędziowie” i egzekutorzy zaprowadzający racjonalistyczny ład.

 Wróćmy do von Hayeka.

„Wszystko co powiedzieliśmy tu, jest wymierzone wyłącznie w niewłaściwe używanie nauki – nie przeciwko uczonemu kompetentnemu w zakresie swojej specjalności, lecz przeciwko stosowaniu jego przyzwyczajeń myślowych w dziedzinie, w której nie jest kompetentny. Nie ma konfliktu między naszymi wnioskami a wnioskami prawowitej nauki. Główna konkluzja, do której doszliśmy, jest w istocie taka sama, jak konkluzja wyprowadzona przez M. R. Cohena, jednego z najbystrzejszych badaczy metody naukowej na podstawie przeglądu wszystkich dziedzin poznania, mianowicie, iż „wielka lekcja pokory, jaką daje nam nauka, że nigdy nie będziemy wszechmocni i wszechwiedzący, jest tym samym, co mówią wszystkie wielkie religie – człowiek nie jest i nigdy nie będzie bogiem, przed którym musi bić pokłony.” /…/ Znamienne, że jedna z głównych postaci ruchu [socjalistycznego] którym się zajmujemy niemiecki filozof  Ludwik Feuerbach wybrał na swą przewodnią maksymę zasadę wprost przeciwną – homo homini Deus.”

Pojawienie się umysłowości inżynierskiej wśród elit

 Tradycyjne wyobrażenia o przyrodzie (Talesa, Hipokratesa gdy mówił o medycynie, Arystotelesa gdy mówił o przyrodzie, Galena) okazały się być nieprawdziwe, ale nauki społeczne (Sokrates, Platon, Arystoteles gdy mówił o metafizyce i politologii, Hipokrates – gdy mówił o etyce lekarza, Ulpian) zachwycają swą ponadczasową trafnością. Tymczasem i one zostały potraktowane w epoce Oświecenia jako śmieci godne tylko odrzucenia.

  Na opróżnione przez nie miejsce weszła umysłowość inżynierska zafascynowana scjentyzmem stając się inżynierią społeczną, po prostacku narzucającą projekty przekształceń społecznych. Inżynierowie społeczni realizując projekty zmian życia ludzi spełniają swą wolę mocy pod pozorem dążenia do dobra.

„Bezpośrednie konsekwencje rewolucji francuskiej interesują nas szczególnie pod trzema względami. Na pierwszym miejscu trzeba wymienić prawdziwy upadek dotychczasowych instytucji, powołanych do natychmiastowego stosowania wszelkiej wiedzy, która jawiła się jako konkretna manifestacja Rozumu, boga Rewolucji. Jedno z nowych czasopism naukowych jakie powstało pod koniec epoki terroru, tak to wyraziło; „Rewolucja wszystko zrównała z ziemią. Rząd, moralność, obyczaje, wszystko trzeba budować od nowa. Jakie wspaniałe pole popisu dla architektów! Co za wielka okazja, aby zrobić użytek z wszystkich pięknych i znakomitych idei, które pozostawały w sferze spekulacji, aby użyć wielu materiałów przedtem nieużywanych, aby odrzucić wiele innych, które były zawadą przez wieki i do których stosowania zmuszano./…/

Drugą konsekwencją rewolucji, która musimy pokrótce rozważyć, było całkowite zniszczenie starego systemu oświatowego i stworzenie zupełnie nowego, mającego głęboki wpływ na widzenie świata i ogólne poglądy całej następnej generacji. Trzecią zaś, bardziej konkretną, było założenie Ecole Politechnique.

Rewolucja zmiotła stary system szkół i uniwersytetów, który opierał się w zasadzie na wykształceniu klasycznym, i po pewnych krótkotrwałych eksperymentach zastąpiła go w 1795 roku nowymi ecoles centrales, które stały się jedynymi ośrodkami edukacji na poziomie średnim. W zgodzie z panującym duchem i w ramach przesadnie gwałtownej reakcji wobec starych szkół przez parę lat nauczanie w nowych instytucjach ograniczono prawie wyłącznie do przedmiotów ścisłych. Nie tylko języki starożytne zredukowano do minimum, a w praktyce prawie całkowicie lekceważono, lecz także nauczanie literatury, gramatyki i historii uważano za cos podlejszego, a nauczania moralności i religii nie było oczywiście w ogóle. Mimo, że po kilku latach usiłowano naprawić najpoważniejsze szkody, jednak paroletnie przerwa w nauczaniu tych przedmiotów wystarczyła, aby zmienić całą intelektualna atmosferę. Saint Simon opisał tę zmianę w roku 1812 lub 1813: „Taka jest różnica pod tym względem między stanem (…) choćby sprzed trzydziestu laty a stanem dzisiejszym, że gdy ktoś nie tak dawno przecież chciał się dowiedzieć, czy dana osoba otrzymała odpowiednie wykształcenie, to pytał: <<Czy zna dobrze autorów greckich i łacińskich?>>. Dziś pyta: <<Czy jest dobry w matematyce? Czy zna osiągnięcia fizyki, chemii, historii naturalnej, czyli krótko mówiąc, wyniki nauk pozytywnych o obserwacji?>>.

Wyrosło zatem całe pokolenie, dla którego wielka skarbnica społecznej mądrości, jedyna w istocie forma przekazu rozumienia procesów społecznych osiągniętego przez najwybitniejsze umysły, czyli wielka literatura przeszłości była zamkniętą księgą. Po raz pierwszy w historii pojawił się typ, który jako produkt niemieckiej Realschule i podobnych instytucji stał się tak ważny i wpływowy pod koniec XIX i na początku XX wieku: specjalista techniczny, uważany za wykształconego, ponieważ ukończył różne szkoły, nie mający żadnej wiedzy, lub niewielką, o społeczeństwie, jego życiu rozwoju problemach i wartościach, którą to wiedzę może dać tylko studiowanie historii, literatury i języków [greki i łaciny].” /…/

„Wystarczająco dobrze już opisano, jak całe nauczanie w Ecole politechnique przeniknięte było pozytywistycznym duchem Lagrange’a i jak wszystkie wykłady i podręczniki w niej używane wzorowały się na tym uczonym. Jednak może nawet ważniejsze dla ogólnego widzenia świata przez absolwentów politechniki było zdecydowanie praktyczne nastawienie całego nauczania, fakt, że wszystkich dyscyplin uczono głównie pod kątem ich praktycznego stosowania i że wszyscy absolwenci oczekiwali, iż zdobytą wiedzę wykorzystają jako wojskowi lub cywilni inżynierowie. Tu właśnie został stworzono prawdziwy typ inżyniera, z całym jego charakterystycznym światopoglądem, ambicjami i ograniczeniami. Ten duch syntezy, który nie widzi sensu w niczym, co nie zostało umyślnie skonstruowane, to umiłowanie organizacji wypływające z podwójnego źródła praktyki, inżynierskiej i wojskowej, estetyczna predylekcja do wszystkiego, co zostało świadomie zbudowane, i lekceważenie tego, co „samo wyrosło”, stanowiło razem silny i nowy element dodany do rewolucyjnego zapału młodych adeptów politechniki, a z biegiem czasu nawet ten zapał zastępujący. Szczególne cechy tego nowego typu ludzi, o których powiedziano, że „byli dumni, iż mają precyzyjniejsze i bardziej zadowalające niż ktokolwiek inny rozwiązania wszelkich kwestii politycznych, religijnych i społecznych”, i którzy „ośmielali się tworzyć religie tak, jak się uczy w Ecole budować most czy drogę”, zostały szybko zauważone, a ich pociąg do socjalizmu był często zauważany. Tutaj musimy ograniczyć się tylko do wskazania, że to w takiej właśnie atmosferze Saint-Simon koncypował swoje najwcześniejsze i najbardziej fantastyczne plany reorganizacji społeczeństwa i że to właśnie w ciągu pierwszych dwudziestu lat istnienia Ecole politechnique kształcili się w niej Comte, Enfantin, Considerant oraz parę setek późniejszych saintsimonistów i furierystów, a po nich szli reformatorzy społeczni przez cały XIX wiek, aż do Sorela.”

  I Marksa, Lenina, Gramsciego i łagodnych socjaldemokratów naszych czasów.

Zakończenie

 Idee mają konsekwencje. Rozpowszechnienie scjentyzmu, zbudowanie na nim wykształcenia powszechnego, rządzenie według zasad opartej na niej umysłowości inżynierii społecznej doprowadziły do upadku uznania prawdziwej wyjątkowości każdej istoty ludzkiej i jej wolności osobistej, jej prywatności. Od Izby Lordów, która pozwoliła na klonowanie ludzi, do garwolińskiej przyrodniczki lekceważąco mówiącej o duszy („Dzieci, czym różni się człowiek od zwierzęcia? – Duszą! – Jaką tam duszą, widziałeś duszę? Człowiek chodzi na dwóch nogach, a zwierzęta na czterech!”).

 Nie tylko mordercze dyktatury XX wieku wspierały się na scjentyzmie zarządzając przemysłowe ludobójstwo, przemysłowe zniszczenie kultur, religii, stanów społecznych. Dawał to nowotworowy wzrost społeczny: w niektórych aspektach przerost, w innych – dramatyczny regres, dysharmonię i ostateczny upadek zarażonych przez siebie społeczeństw np. rosyjskiego czy niemieckiego.

 Dzisiejsze szaleństwa światowych inżynierów społecznych przejętych perspektywą przeludnienia Ziemi, uruchomiły kampanię przestawienia ludzi na styl życia bezpłodnego, kampanię promocji postaw homoseksualnych, seksu oderwanego od rodzicielstwa, zniszczenia rodziny jako „gniazda przemocy”. Prowadzi to człowieka do bycia istotą sytą ale nieszczęśliwą, zaspokojoną ale wydrążoną; nowhere mana, któremu oferuje się zamiast dramatu pełni wolnego człowieczeństwa - płyciznę istnienia zadowolonego z siebie niewolnika państwa o umyśle komsomolca gardzącego dziedzictwem przeszłości i przeświadczonego o swej wyższości nad wolnymi a zatroskanymi ludźmi.

 Rozpowszechnienie diagnozy Fryderyka Augusta von Hayeka może być  pierwszym krokiem do obalenia w świadomości zbiorowej ludzi „wyższej racji uznania rządów inżynierii społecznej”.

 Ponieważ społeczność ludzi wolnych jest nie tylko lepsza przez swą wartość ludzką, ale i ekonomiczniejsza w produktywności, skromniejsza w życiu, i stabilniejsza w istnieniu następujących po sobie pokoleń, rzetelna nauka społeczna Fryderyka Augusta von Hayeka powinna przekonać do siebie elity zaniepokojone symptomami kryzysu formacji socjalistycznej panującej od Alaski po Kamczatkę, i od Patagonii po Nową Zelandię.

                                                                                                           Andrzej Dobrowolski

P.S. Polecam wiersz poety ocalonego od śmierci w niemieckim obozie koncentracyjnym zamieszczony pod ilustracją.

 

Apollo i Dafne, dłuta Jana Wawrzyńca Berniniego.

Bezprawna wiedza pojmując człowieka unicestwia go.

http://www.czasgarwolina.pl.


































 

 














Ocalony

Mam dwadzieścia cztery lata

ocalałem

prowadzony na rzeź.

 

To są nazwy puste i jednoznaczne:

człowiek i zwierzę

miłość i nienawiść

wróg i przyjaciel

ciemność i światło.

 

Człowieka tak się zabija jak zwierzę

widziałem:

furgony porąbanych ludzi

którzy nie zostaną zbawieni.

 

Pojęcia są tylko wyrazami:

cnota i występek

prawda i kłamstwo

piękno i brzydota

męstwo i tchórzostwo.

 

Jednako waży cnota i występek

widziałem:

człowieka który był jeden

występny i cnotliwy.

 

Szukam nauczyciela i mistrza

niech przywróci mi wzrok słuch i mowę

niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia

niech oddzieli światło od ciemności.

 

Mam dwadzieścia cztery lata

ocalałem

prowadzony na rzeź.

                                                                              Tadeusz Różewicz